Opis forum
MadEliveva napisał:
Leon78657 napisał:
MadEliveva napisał:
Uwielbiaaam Gwiezdne Wojny. Oczywiście epizody IV, V i VI mają w sobie najwięcej uroku.
Do sci-fi kiedyś nie byłam za bardzo przekonana, ale okazało się, że opowiadania z tego gatunku są często o niebo lepsze od tych typowo fantastycznych. Co prawda Wechikuł Czasu Wellsa jako książka mnie zawiódł, ale film (ten nowszy, bo chyba były dwa robione) mi się podobał. Mam do dziś rozpadającą się książeczkę, którą mój wuj mi zostawił pt. "Droga do science-fiction. Od Wellsa do Heinleina" O ile dobrze rozumiem jest to druga książka z cyklu zbioru opowiadań autorów tego gatunku. Jest tam sporo ciekawych tekstów.a ja własnie na nowej wersji zasnąłem a tą starą oglądało sie własnie bardzo fajnie...ale co do Sciense Fiction to prawda jest taka ze najlepsi pisarze tego gatunku to Polacy i Rosjanie
Ależ ja właśnie o starej wersji mówiłam. Nie mówię częściami (czyli tak jak były kręcone), a epizodami. Z nowych lubię tylko wyklętego przez wielu fanów Jar Jara ;]
Miałem na myśli Wechikuł czasu Wellsa, gwiezdne wojny ogladam całą Sagę zawsze wsszedzie zawsze z tym samym przejęciem.
Offline
Szlachcic
A, teraz rozumiem... ^^ No cóż, co kto lubi ^^ Co do SW prawda, że cała jest świetna, ale w starej jest jeszcze to coś... Więcej humoru (o wiele lepiej zagrany duet R2-D2 i C-3PO) i nie zalatuje takim czymś jak większość nowych filmów kinowych (nie wiem jak to określić, a nie chcę być źle zrozumiana przed nieodpowiedni dobór przymiotnika)
Offline
Moderator
MadEliveva napisał:
A, teraz rozumiem... ^^ No cóż, co kto lubi ^^ Co do SW prawda, że cała jest świetna, ale w starej jest jeszcze to coś... Więcej humoru (o wiele lepiej zagrany duet R2-D2 i C-3PO) i nie zalatuje takim czymś jak większość nowych filmów kinowych (nie wiem jak to określić, a nie chcę być źle zrozumiana przed nieodpowiedni dobór przymiotnika)
Ja nazwałbym to przerostem efektow specjalnych nad treścią... Ale tak poza tym, to rzeczywiscie to trudno znaleźć jakieś określenie na to zjawisko. Roboczo nazwałbym je "Syndromem Holiłudu". Teraz już się tego nie wypleni. Można liczyć tylko na to, że treść filmu będzie łatwo przyswajalna dla organizmu
Ja napisał:
Może ktoś pomoże mi przypomnieć sobie tytuł pewnego filmu? Był to horror science-fiction, którego fabuła działa się na opuszczonym statku w kosmosie. Statek ten wcześniej zniknął i po dłuższym czasie pojawił się z powrotem, jak to w horrorach bywa, bez załogi. Wyrusza ekipa. Okazuje się, że był to prototypowy statek, wyposarzony w generator horyzontu zdarzen (Generator czarnuch dziur, dla mniej obcykanych. Jesli ktos bylby zainteresowany tematem, to astronomia i fizyka teoretyczna były dla mnie kiedyś drugim życiem). Ludzie starają się dojść do tego co się tam tak naprawdę wydarzyło. Domyślają się, że statek na pewien czas znalazł się w innym wymiarze. Zapadła mi w pamięć scena, w której jedna z techniczek próbuje wydobyć coś sensownego ze zniszczonego nagranie. Koniec końców na nagraniu ukazuje się kapitan, który dumnie prezentuje do kamery swoje wydłubane przed chwilą oczy i mówi "Tam, dokąd zmierzamy, nie potrzebujemy oczu"
Pomocy! Ktoś wie co to za film?
Już znalazłem! Ukryty Wymiar/Event Horizon. Ta, polska szkoła tłumaczeń powala...
Offline
Tancerz ostrzy
Noo.. dzisiaj się namęczyłeś szukając kolejnego bzdurnego filmidła
Offline
shar-vampire napisał:
Noo.. dzisiaj się namęczyłeś szukając kolejnego bzdurnego filmidła
Oj niekoniecznie bzdurnego są napewno gorsze ten jest całkiem spoko.
Offline